„Dajcie się nam porwać na kraniec świata. W miejsce, za którym nie ma już nic, a jedynie bezkres pustyni”. – Tak właśnie wyobrażamy sobie reklamę w biurach turystycznych Edge of the World, gdyby kiedykolwiek powstała.
Edge of the World to klif o wysokości 1131 m, który jest położony na skraju rozciągającego się na 800 km pasma górskiego Tuwajk, pośrodku pustyni. Tak naprawdę w Arabii Saudyjskiej wystarczy wyjechać z miasta, by znaleźć się na pustyni:). Klify, o których mowa powstały w wyniku ruchów tektonicznych płyty arabskiej w kierunku północno wschodnim, spowodowanych rozprzestrzenianiem się szczeliny Morza Czerwonego około 100 km na zachód od skarpy Dżabal Tuwajk. Zdaniem geologów 150 milionów lat temu w okresie jurajskim wschodnia część Półwyspu Arabskiego była płytkim morzem tropikalnym.
Tyle naukowego bełkotu. A co obecnie znajdziemy w tym miejscu? Wspaniały widok na bezkres nicości z wysokości 1 km. Powstała półka skalna sprawia wrażenie, że oto nagle znajdujemy się na krańcu świata, a dalej nie ma już totalnie nic.
Edge of the World – jak dojechać na „Kraniec Świata”?
Tu sprawa nie jest tak oczywista. Można oczywiście znaleźć w Internecie zorganizowaną wyprawę w to miejsce. Trzeba jednak zdać sobie sprawę z tego, że turystyka w Arabii Saudyjskiej to na ten moment raczkujący bobas, który co prawda rośnie zdrowo i dość dynamicznie, jednak póki co nie ma zbyt wiele do zaoferowania.
Jadąc do Arabii Saudyjskiej, mieliśmy ambitny plan wynajęcia auta. Byliśmy tam w grupie sześciu osób i nawet dokonaliśmy wstępnej rezerwacji w jednej z renomowanych międzynarodowych wypożyczalni. Jednak ostatecznie zrezygnowaliśmy. Dlaczego?
Auto mieliśmy odebrać z punktu wypożyczalni na stacji kolejowej. Dojechaliśmy tam UBER-em rano i czekaliśmy na obsługę jakiś dłuższy czas (mało kto na stacji mówił po angielsku i nie byliśmy pewni, czy ktokolwiek w ogóle ktokolwiek do nas podejdzie). W końcu po jakiejś godzinie pojawiła się obsługa wypożyczalni. Rezerwacja w porządku, ale chcieli od nas kartę kredytową. Tej żadne z nas nie miało. Była alternatywa. Mogliśmy zapłacić depozyt w wysokości 4000 SAR (około 4500 PLN), na co zgodzić się nie mogliśmy. Skąd tak bajońska suma? Otóż od kilku lat władze Arabii Saudyjskiej walczą z patologiami na tamtejszych drogach. Teraz najmniejsze przewinienie karane może być mandatem w astronomicznej, jak na europejskie warunki, wysokości. Na drogach zainstalowane są kamery, a także urządzenia do pomiaru prędkości. Wypożyczalnia z oczywistych względów nie może sobie pozwolić na narażenie się na takie mandaty. Te bowiem po jakimś czasie od wynajmu przyszłyby na jej adres. Blokada na karcie kredytowej jest racjonalnym pomysłem. Po odbiór depozytu prawdopodobnie mielibyśmy zgłosić się po miesiącu, jak byłoby wiadome, że nic nie przeskrobaliśmy.
Tak więc rezerwacja, mimo że była to na niewiele nam się zdała. Jak zatem dostaliśmy się do upragnionego celu?
Przed stacją kolejową znajdował się postój taksówek. Żaden z taksówkarzy nie mówił po angielsku i tu z pomocą przyszedł stary poczciwy wujek Google. Taksówkarze dość żywo dyskutowali i pytali jeden drugiego gdzie to miejsce, do którego chcą dojechać turyści się znajduje. W końcu jeden z nich zadeklarował się nas tam zabrać. Nieco za pomocą translatora, a nieco na migi, ale z uśmiechem i w fantastycznym nastroju udało nam się wynegocjować cenę 700 SAR za całą naszą grupę. Nasz poczciwy taksówkarz sam nie wiedział, gdzie jedzie i na co się zdecydował. I do teraz pozostaje to dla nas zagadką, czy jakby wiedział, to zgodziłby się nas tam zabrać.
Pierwsza część trasy jest dość prosta i nie ma w niej nic nadzwyczajnego. Ot po wyjechaniu z miasta naszym oczom ukazał się bezkres pustyni. Droga asfaltowa nie zapowiadała żadnej niespodzianki. Na chwilkę zatrzymaliśmy się jeszcze na jakiejś wiosce w pobliżu sklepu. My zakupiliśmy tam niezbędny prowiant, zaś nasz kierowca poszedł się pomodlić. Prawdziwe atrakcje miały dopiero nadejść. Ostatnie kilkadziesiąt kilometrów trasy okazało się bowiem drogą szutrową. Chociaż nie… nazwanie jej drogą szutrową sugerowałoby, że to jest jakaś całkiem przejezdna droga. Tymczasem kamienie, a właściwie głazy, pagórki i inne przeszkody uczyniły z naszej podróży Jeep Safari, jakie wcześniej mogliśmy doświadczyć w Dubaju. Samochód ledwo dawał radę, zaś jego skrzynia biegów nie piszczała… ona płakała przy pokonywaniu każdego kolejnego pagórka. Kilkukrotnie wychodziliśmy z samochodu, aby pomóc kierowcy w ogóle przejechać.
Ale to nie jest tak, że było jedynie źle. Po drodze spotkaliśmy urocze wielbłądy, które pierwszy raz w życiu mogliśmy podziwiać z bliska w ich naturalnym środowisku. Wielbłądy wypasał pasterz, którego nasz kierowca spytał o dalszą drogę. Tu po raz kolejny przekonaliśmy się o gościnności Arabów. Jak ów pasterz usłyszał, że jesteśmy turystami i zmierzamy do Edge of the World poczęstował nas mlekiem wielbłądzim. Kolejne prawdziwe arabskie doświadczenie, którego nigdy nie zapomnimy.
W końcu udało nam się dotrzeć w miejsce, gdzie nie było żadnych szans na przejechanie naszym samochodem. Do klifu pozostało wówczas 5 km i dalszą drogę pokonaliśmy już pieszo. To znaczy… kto pokonał, ten pokonał, bo my widząc, że inne samochody z napędem 4×4 jadą do końca trasy, w końcu złapaliśmy stopa i na miejsce dotarliśmy z uroczą rodzinką z Francji, która od 11 lat mieszka w Arabii Saudyjskiej. O tym co zobaczyliśmy na miejscu, nie ma co dużo pisać i spróbujemy Wam to pokazać na zdjęciach. Po dotarciu na miejsce byliśmy też świadkami kręcenia reklamy arabskich perfum, z tłem krańca świata w pełni słońca.
Na miejscu pozostaliśmy około godziny, robiąc zdjęcia i podziwiając widok, który naprawdę zapierał dech w piersiach. Następnie ruszyliśmy z powrotem w kierunku naszego samochodu, w którym czekał na nas kierowca. Przeszliśmy może kilometr, a może półtorej gdy zobaczyliśmy inny samochód jadący w naszą stronę. Okazało się, że nasz kierowca, żeby oszczędzić nam bólu, spowodowanego wędrówką w palącym słońcu i również oszczędzić czasu, poprosił innego kierowcę, by po nas wyjechał. I tak oto pozostałą trasę pokonaliśmy na pace Jeep-a :). Nasz uroczy kierowca porozumiał się w czasie naszej nieobecności z innymi kierowcami i Ci podpowiedzieli mu bardziej przyjażna drogę powrotną do Rijadu. Dzięki temu nasza podróż z powrotem do miasta minęła znacznie szybciej. Ostatecznie kierowca, któremu uśmiech nie schodził z twarzy przez całą trasę i który, był dla nas bardzo życzliwy, otrzymał od nas 1000 SAR. Nie była to wygórowana cena, patrząc na to, jakie atrakcje nam zapewnił.
✈️ Szukasz lotów do Arabii Saudyjskiej 🇸🇦 ❓ Kliknij TUTAJ, aby znaleźć najtańszy lot do tego miejsca ❗
|
🛌 Potrzebujesz noclegu na miejscu? Najtańsze noclegi znajdziesz na booking.com
|
🌐 Pozostań w kontakcie z bliskimi, dzięki Airalo! Wpisując specjalny kod polecający: ADRIAN6665 otrzymasz 3 USD zniżki na pierwsze zamówienie, a nasz SAMOUCZEK pomoże Ci w instalacji eSim!
|
Wróć