Skip to content
Okulary Na Świat
Menu
  • Strona główna
  • O nas
  • Tu i tam
    • Afryka
      • Egipt
    • Ameryka Północna
      • Meksyk
    • Azja
      • Arabia Saudyjska
      • Indonezja
      • Izrael
      • Malezja
      • Singapur
      • Tajlandia
      • Turcja
      • Wietnam
      • ZEA
    • Europa
      • Anglia
      • Belgia
      • Chorwacja
      • Czechy
      • Estonia
      • Francja
      • Grecja
      • Holandia
      • Łotwa
      • Macedonia
      • Polska
        • Małopolskie
        • Podkarpackie
        • Pomorskie
        • Wielkopolskie
      • Rumunia
      • Słowacja
      • Węgry
  • Lifestyle
    • Inspiracje
    • Hotele
    • Pyszności
    • Projekt: rodzina
      • z Afryki
      • z Ameryki Północnej
      • z Ameryki Południowej
      • z Azji
      • z Europy
    • Recenzje książek
    • Recenzje linii lotniczych
    • W podróży z dzieckiem
  • Tanie latanie
  • Współpraca
  • Kontakt
  • Polski
  • English
Menu
Dżakarta

Czy Dżakarta da się lubić?

2020-08-272023-09-13 by OkularyNaŚwiat

Czy można polubić miasto, o którym miażdżąca ilość ludzi mówi, że jest ohydne? Że odpycha? Miasto, które nosi łatkę najbrzydszej stolicy azjatyckiej? Metropolię, w której wisi ciężkie powietrze spalanego dymu, a ludzie notorycznie stoją w korkach?

Przylot do Dżakarty

Nasza podróż rozpoczęła się w Mediolanie, mieliśmy przesiadkę w Abu Dhabi. Do Dżakarty dotarliśmy wieczorem. Był listopad i do dzisiaj pamiętamy ciepłe powietrze, które w nas uderzyło po wyjściu z lotniska. Te tropikalne upały, za którymi tak bardzo tęskniliśmy! Z hali przylotów odebrała nas Elizabeth, nasza hostka. Można byłoby powiedzieć – Wzięliśmy taksówkę i pojechaliśmy do domu. Ale to nie do końca oddawałoby prawdę. Pomimo tego, że dom Elizabeth nie był bardzo daleko od lotniska, my jechaliśmy do niego bardzo długo. Właściwie nasza taksówka więcej stała, niż jechała. Czas w samochodzie upływał nam miło, z Elizabeth szybko znaleźliśmy wiele wspólnych tematów. Wiecie, jak to jest, czasami poznajecie kogoś i od razu czujecie, że nadajecie z tą osobą na wspólnych falach. Tak było w tym przypadku. Elizabeth mieszkała kiedyś w Gdańsku, pracowała w Polsce jako dziennikarka. Dużo wiedziała o naszym kraju, a chciała wiedzieć jeszcze więcej, podpytując nas o kwestie kulturowe, językowe i społeczne.

Dojechaliśmy na miejsce

Po dotarciu do domu była już noc. Nam się spać nie chciało, bo wciąż czuliśmy jet lag, no i ta ekscytacja – Znów jesteśmy w naszej ukochanej Azji! Nagle zaczął padać deszcz. Taki prawdziwy monsunowy deszcz, gdzie woda leje się jak z wiadra. Albo nie, pada tak, jakby się stało pod wodospadem. Dach zaczął przeciekać, do pokoju dostawały się nam strużki wody. Ale co tam! To przecież kolejny znak tego, że jesteśmy w Indonezji w porze mokrej! Po północy poszliśmy spać i obudziliśmy się o…5 rano. Wraz ze wschodzącym słońcem, muezin zaczął nawoływać wiernych do modlitwy. Nie wiem, czy wiecie, ale Indonezja jest największym na świecie krajem muzułmańskim. Islam w Indonezji różni się od tego na Bliskim Wschodzie. Cechuje go większa tolerancja. Zaraz po porannych modłach na ulicach zaczęło tętnić życie, słychać było gwarne rozmowy, rozkwitł handel na wózkach, stukotały lokalne bajaje (indonezyjskie tuk-tuki). Nie pozostało nam nic innego jak tylko wtopić się w rytm dnia Indonezyjczyków.

Spacer po mieście

Na spacer po mieście i zwiedzanie turystycznych punktów – których w Dżakarcie jest niewiele – zabrała nas Elizka. Na ulicach panował nieziemski ruch i tłok. Każdy jeździł tak, jak mu się podoba. Każdy też używał często klaksonu. W powietrzu czuć było ten charakterystyczny dla Dżakarty zapach smogu – wierzcie mi, smog w Krakowie to nic przy tym, który jest w stolicy Indonezji. Pierwsza godzina upłynęła nam na spacerowaniu i kosztowaniu lokalnych przysmaków. I na uważaniu na skutery, które jechały z każdej możliwej strony, totalny chaos i rozgardiasz. Dżakarta nie jest miejscem przyjaznym przechodniom. Nie ma tam praktycznie chodników, a jak są, to i tak służą one za parkingi dla samochodów. Albo giną pod okupacją kramów. Przejście na drugą stronę ulicy stanowiło dość duże wyzwanie. W mieście funkcjonuje sygnalizacja świetlna, ale nie dotyczy ona kierowców, którzy zdawałoby się, cierpią na daltonizm. Zadziwiało nas to, z jaką nabytą bądź wrodzoną, łatwością przechodziła na drugą stronę jezdni Elizabeth. Do dzisiaj pamiętam jej słowa przed naszą próbą przejścia przez jezdnię – Chodźcie, idziemy, oni białych nie przejadą 🙂. Taka przeprawa przez rzekę aut skutecznie podnosiła nam poziom adrenaliny we krwi. A jak już udało nam się dostać na drugą stronę ulicy to przyznajemy – stret food w Dżakarcie to finezja.

Jedziemy zobaczyć główne atrakcje Dżakarty

Później pojechaliśmy na Plac Merdeka i Stare Miasto. Od tej pory większość tras pokonywaliśmy biorąc bajaja lub Uber. Ale z tym też nie było tak łatwo, bo trasę przemierzaliśmy żółwim tempem. Wyobraźnie sobie 10-milionowe miasto, w którym nie ma metra i jest słabo rozwinięty transport publiczny. Tysiące samochodów, tysiące skuterów, ba! Nie tysiące – miliony! Elizka nam opowiadała, że raz jadąc taksówką do pracy, utknęła w korku. Miała ze sobą komputer, więc z samochodu zaczęła pracować zdalnie. Po 4 godzinach poprosiła kierowcę o zmianę kursu i odwiezienie jej do domu :). W Dżakarcie spędziliśmy 2 dni i staliśmy w korku samochodowym, pociągowym i… na pasie startowym w oczekiwaniu na wylot do Singapuru.
Kiedy dotarliśmy do Placu Merdeka, zobaczyliśmy wysoki obelisk – Monas. Jest on symbolem miasta, taki żelbetowy słup. Na jego szczycie ulokowany jest taras widokowy, z którego rozpościera się panorama całego miasta. Kiedy byliśmy na tarasie, zaczął padać deszcz – tym razem już tak bardzo nie cieszyliśmy się ścianą wody, która nagle się pojawiła. Panoramiczny widok z góry był bardzo ograniczony przez smog i przez to przeciętny. Wokół obelisku ciągnie się rozległy park. To unikatowe miejsce, bo w Dżakarcie prawie nigdzie nie ma trawników.Dżakarta

Dżakarta

 Później udaliśmy się do Meczetu Mesjid Istiqlal, największego meczetu w Azji Południowo-Wschodniej. A wiecie, co jest najlepsze? W odległości około 200 metrów od meczetu znajduje się katolicka katedra, druga największa świątynia katolicka w Indonezji. Żywy symbol koegzystowania dwóch religii.Dżakarta

Pojechaliśmy też na Stare Miasto, które jest pozostałością po czasach kolonialnych. Głównym placem na starówce jest Plac Fatahillah, na którym znajdują się muzea, poczta i słynna kawiarnia Cafe Batavia. Cafe Batavia ma ciekawy wystrój z lat 30-tych XX wieku. Nas akurat zbytnio nie zachwyciła, bo my woleliśmy tradycyjne, indonezyjskie klimaty. Może gdybyśmy poszli napić się tam kawy po miesięcznej podróży po Azji, to docenilibyśmy jej urok. Drugi dzień w Azji, to zdecydowanie za wcześnie na nostalgie i tęsknoty za tym co znane i całkiem powszechne u nas.Dżakarta

Czy chcielibyśmy wrócić do Dżakarty? Jest dużo więcej ciekawszych niż Dżakarta miejsc w Indonezji, ale w obecnych czasach nie można wybrzydzać. Nie wiemy, czy uda nam się wyjechać do Azji w tym roku, więc jakby teraz była nam dana możliwość lotu do tej metropolii, to nie kręcilibyśmy nosami, bralibyśmy ;).

✈️ Szukasz lotów do Indonezji 🇮🇩 ❓ Kliknij TUTAJ, aby znaleźć najtańszy lot do tego miejsca ❗

🛌 Potrzebujesz noclegu na miejscu? Najtańsze noclegi znajdziesz na booking.com

🌐 Pozostań w kontakcie z bliskimi, dzięki Airalo! Wpisując specjalny kod polecający: ADRIAN6665 otrzymasz 3 USD zniżki na pierwsze zamówienie, a nasz SAMOUCZEK pomoże Ci w instalacji eSim!

Wróć

Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Polub nas na facebooku

Śledź nas na Instagramie

W Dubaju wszystko musi być większe - nawet chwas W Dubaju wszystko musi być większe - nawet chwasty :)

W samym sercu Dubaju, tuż obok Burdż Chalifa, można natknąć się na gigantyczne dmuchawce. Nie, nie rosną tutaj naturalnie. To rzeźba polskiego artysty Mirka Struzika(tak, dobrze czytacie – Mirek to Polak, który zrobił Dubajowi łąkę:)). Jego gigantyczne dmuchawce wyglądają, jakby ktoś wziął zwykłe polne rośliny i wrzucił je do laboratorium, w którym inżynierowie Dubaju projektują kolejne megastruktury. Efekt? Futurystyczna łąka ze stali nierdzewnej, podświetlona w taki sposób, że wieczorem wygląda jak scenografia do filmu science fiction.

Jeśli Dubaj ma jedną zasadę, to brzmi ona: rób wrażenie. I dmuchawce Mirka Struzika doskonale wpisują się w tę filozofię.

#dubaj #dmuchawcedubaj #dzieckowdubaju #dubajzdzieckiem #dubaj🇦🇪 #mirekstruzik #polacywpodróży #polacywdubaju #burdżchalifa #burdzchalifa
Nasz trzeci raz w Dubaju. Trzydniowy stop w drodze Nasz trzeci raz w Dubaju. Trzydniowy stop w drodze do Wietnamu. Gdzie się zatrzymać? Braliśmy pod uwagę dwie opcje: Deirę – starą, handlową część Dubaju, oraz Szardżę – sąsiedni emirat, który jest tańszy, ale jednocześnie konserwatywny i mniej „dubajski”. Ostatecznie wygrała Deira – bo blisko lotniska i bardziej autentyczna.
 

Deira – Dubaj, który oddycha, a nie tylko błyszczy🫚🧄🧅

Jeśli wasza wizja Dubaju to jedynie szklane wieżowce, złote klamki i klimatyzowane przystanki autobusowe, to Deira może was zdziwić. To tutaj miasto naprawdę żyje. Nie w Instagramowym sensie „wow, patrzcie na ten infinity pool”, ale w rzeczywistości – w wąskich uliczkach, przy zatłoczonych bazarach, w zapachu świeżego chleba i przypraw.

Wielu uważa Deirę za „mniej bezpieczną”, co w języku turystów oznacza zazwyczaj: jest tam taniej i bardziej autentycznie. W rzeczywistości nie czuliśmy się tu ani trochę zagrożeni – może poza chwilą, gdy sprzedawca perfum próbował przekonać nas, że jego zapach „trzyma się dwa tygodnie” 😉

Kto mieszka w Deirze? 👳‍♂️🧕

Deira to Dubaj imigrantów. Mieszka tu głównie ludność pochodząca z Indii, Pakistanu, Bangladeszu, Filipin i Afryki Wschodniej. To oni od dekad tworzą to miasto – prowadzą sklepy, smażą najlepsze samosy w okolicy i zarządzają biznesami, które pozwoliły Dubajowi stać się tym, czym jest. 

Abra – najtańsza atrakcja Dubaju🚣

Jedną z największych atrakcji Deiry jest przeprawa przez zatokę Dubai Creek. I tu wchodzi ona – cała na drewniano – abra. To tradycyjna łódka, którą od wieków mieszkańcy Dubaju przemieszczali się między Deirą a Bur Dubai. Koszt tej przygody? 2 dirhamy (czyli jakieś 2,20 zł). Tak, w Dubaju nadal istnieje coś, co kosztuje mniej niż batonik w automacie. 

Przejazd trwa dosłownie kilka minut, ale to wystarczy, by poczuć klimat dawnego Dubaju. 

#dubaj #dubajzdzieckiem #deira #deirazdzieckiem #dubaicreek #dubaj🇦🇪 #emiratyarabskiedlapolaków #dubajdlapolaków #dubajewo #dzieckowdubaju #abra #abradubaj
Ile kosztuje dostanie się do Wietnamu? Podzielimy Ile kosztuje dostanie się do Wietnamu? Podzielimy się naszymi kosztami i przemyśleniami, ale zaznaczamy: byliśmy uwiązani terminami, więc niektóre decyzje można było zorganizować taniej. Mediana? Zazwyczaj wychodzi drożej. A my? No cóż, złapaliśmy kilka okazji, ale i kilka wpadek. Oto jak to wyglądało.

Loty – czyli jak nie zbierać mil🛫

Nasza podróż rozpoczęła się od lotu do… Dubaju. Dlaczego? Bo promocje kuszą. Turkish Airlines miało wtedy świetną ofertę – bilety w dwie strony za 1150 PLN na osobę, z bagażem rejestrowanym i posiłkiem na pokładzie. Brzmiało jak marzenie, prawda? Tym bardziej że zbieramy punkty Miles & More. 
Niestety, jak się później okazało, w zakupionej przez nas taryfie punkty nie są naliczane. Brawo my 🙂

Na dokładkę czekała nas sześciogodzinna przesiadka w Stambule. Czy można to było zorganizować lepiej? Pewnie. Ale przynajmniej odkryliśmy pro tip: jeśli macie przesiadkę dłuższą niż 5 godzin, Turkish Airlines oferuje darmowy posiłek na lotnisku. Wystarczy udać się do Care Pointu i poprosić o voucher – dostaniecie kupon na posiłek z napojem do wykorzystania w jednej z restauracji. Biorąc pod uwagę ceny na lotnisku w Stambule (jedna kanapka Big Mac za 62 PLN, serio?), to jest game changer.

Dubaj – trzy dni błyskotek🏙️🇦🇪

W Dubaju spędziliśmy trzy dni. Nie będziemy się rozpisywać, bo Dubaj to Dubaj: błysk, przepych i klimatyzacja ustawiona na „syberyjski mróz”. Naszym następnym krokiem był lot Cathay Pacific do Wietnamu – dokładnie do Ho Chi Minh.

Lot do Wietnamu ✈️🇻🇳

Za bilet w dwie strony z Dubaju do Ho Chi Minh zapłaciliśmy 1450 PLN na osobę. Cena obejmowała bagaż rejestrowany i posiłek, a Cathay Pacific, linie z Hongkongu, zadbały o nasz komfort. W Hongkongu mieliśmy kilkugodzinną przesiadkę i ambitny plan: szybkie zwiedzanie. Niestety, plan rozbił się o deszczową rzeczywistość i naszą walkę z jet lagiem. Zamiast eksploracji miasta wybraliśmy siedzenie na lotnisku.

#wietnam #lotydowietnamu #vietnam #turkishaitlines #cathaypacific #lotniczetipy #taniebiletydoazji #taniebiletydowietnamu #biletydosajgonu
Instytut Oceanografii w Nha Trang, jedno z najstar Instytut Oceanografii w Nha Trang, jedno z najstarszych centrów badawczych w Wietnamie, zaprasza na niezwykłą podróż w głąb oceanu. A dokładniej – w głąb starego budynku pełnego ryb, formaliny i lekkiego chaosu. Brzmi jak coś dla was? No to zaczynajmy!

Wchodzimy do środka. Tutaj zaczyna się prawdziwa podróż, która bardziej przypomina wycieczkę do muzeum z czasów naszego dzieciństwa niż nowoczesne centrum edukacyjne.

Co znajduje się wewnątrz?🐠🦈🐙🪼
 • Akwaria – kilka pomieszczeń z małymi zbiornikami, w których pływają ryby, koralowce, a czasem coś, co wygląda jak mieszanka obu. Nie spodziewajcie się oceanicznego spektaklu na miarę dubajskiego akwarium – to raczej skromna prezentacja lokalnej fauny morskiej. 
 • Wypchane stworzenia morskie – tu zaczyna się prawdziwa zabawa. Rekiny, żółwie, a nawet wieloryby w wersji „po życiu” czekają na was w szklanych gablotach. Niektóre eksponaty są imponujące, inne wyglądają, jakby miały za sobą długą i bolesną podróż przez czas. 
 • Zbiory w formalinie – jeśli kiedykolwiek zastanawialiście się, jak wygląda ośmiornica w słoju, to macie okazję się przekonać. Kolekcja jest imponująca, ale trochę przypomina gabinet osobliwości z XIX wieku. Może i niezbyt nowoczesne, ale na pewno oryginalne.

Ile to kosztuje?💵
Wstęp kosztuje zaledwie 40 000 VND (około 7 zł) za osobę dorosłą i 20 000 VND (około 3,5 zł) za dziecko.

Jak się tam dostać?🚍🛵
Instytut znajduje się około 6 km od centrum Nha Trang. Najłatwiej dojechać  taksówką. Jeśli wolicie spacer, przygotujcie się na trochę wysiłku w tropikalnym słońcu (przetestowane). Fajnie idzie się plażą. Później, na ostatnie km, lepiej wziąć taksówkę.

#nhatrang #nhatrangvietnam #nhatrangzdzieckiem #wietnamzdzieckiem #polacywwietnamie #muzeumwwietnamie #wietnamskie #wietnam2024 #urlopwwietnamie #wakacjewwietnamie
W cieniu betonowych hoteli i gwaru skuterów w Nha W cieniu betonowych hoteli i gwaru skuterów w Nha Trang, znajdujemy Świątynię Long Son – miejsce, które łączy duchowość, architekturę i odrobinę wysiłku fizycznego.

Świątynia Long Son, znana także jako Pagoda Białego Buddy, została zbudowana pod koniec XIX wieku, choć obecny wygląd to efekt wielu remontów. 

Aby dotrzeć do najsłynniejszego punktu Long Son – wielkiego, siedzącego Białego Buddy – musimy wspiąć się po 152 schodach. Brzmi niewinnie? Poczekaj, aż poczujesz wietnamską wilgotność. 

Po drodze zatrzymujemy się przy Leżącym Buddzie - i tak, jest tak spokojny, jak tylko można sobie wyobrazić. Posąg przedstawia Buddę w momencie nirwany – czyli w stanie, który można osiągnąć, gdy przestajesz przejmować się szaleńczym ruchem w Nha Trang. To świetny moment, by złapać oddech (lub wymyślić pretekst, żeby już nie iść dalej).

Na szczycie wzgórza czeka na nas nagroda: gigantyczny, 24-metrowy posąg siedzącego Buddy Gautamy na lotosowym tronie. Widoczny z wielu części miasta, ten posąg jest nie tylko symbolem Long Son, ale też Nha Trang jako całości.

#wietnam #nhatrang #nhatrangzdzieckiem #świątyniawnhatrang #wakacjewwietnamie
Po dotarciu kolejką linową (tak, tą jedną z na Po dotarciu kolejką linową (tak, tą jedną z najdłuższych nad wodą – 3,3 km), stajemy na ziemi Hon Tre i mamy ochotę krzyknąć „wow”. 
Palmy, szerokie chodniki, perfekcyjnie ułożona kostka i uśmiechnięta obsługa w firmowych uniformach. Ale zaraz… Gdzie ci wszyscy ludzie? Mimo popularności miejsca, wydaje nam się, że spacerujemy po lekko opustoszałym planie filmowym.

Po jakimś czasie spędzonym w kraju, gdzie skutery to przedłużenie nóg, a przepisy ruchu drogowego są raczej sugestią a nie regułą, Hon Tre jawi się nam jako dziwna, niemal surrealistyczna oaza. Wyobraź sobie – ani jednego skutera! Żadnych trąbiących klaksonów, żadnego ryzyka, że wjedzie w Was skuterzysta, który jednocześnie rozmawia przez telefon, wiezie dwie osoby oraz kurczaka w klatce. W zamian dostajemy chodniki. Tak, chodniki – i to takie, po których naprawdę można chodzić.

Nie ma się co oszukiwać – Hon Tre to miejsce, gdzie ryzyko zostało wyeliminowane do zera. Chcesz przejść przez ulicę? Proszę bardzo, nie ma ulic. Masz ochotę na dreszczyk emocji? Musisz poszukać go w parku rozrywki VinWonders, bo spacerując po wyspie, możesz co najwyżej potknąć się o własną nogę.

Hon Tre to Wietnam na sterydach – piękny, idealny, ale trochę… sztuczny:)

#wietnam #wietnamzdzieckiem #wyspawietnam #nhatrangatrakcje #hontre #hontre
Vinpearl Cable Car w Nha Trang to kolejka linowa o Vinpearl Cable Car w Nha Trang to kolejka linowa o długości 3,3 km. Oferuje ona nie tylko jeden z najdłuższych przejazdów nad wodą na świecie, ale także zaprasza do świata VinWonders – ogromnego kompleksu rozrywki na wyspie Hon Tre.

Z jednej strony woda mieniąca się odcieniami błękitu, z drugiej – panorama miasta Nha Trang. A na horyzoncie wyspa z wielkim napisem „VINPEARL”, który wygląda jak wietnamska wersja Hollywood. 

Sam przejazd kolejką trwa około 12 minut.

Na wyspie czeka Cię park rozrywki, plaże, akwarium i show, które jest jak mieszanka teatru i efektów wizualnych. 

Ile to kosztuje?

Ceny biletów zależą od wybranego pakietu. My nie jesteśmy fanami parków rozrywki, więc nasz wybór okazał się bardzo korzystny. Za przejazd kolejką dla dwóch dorosłych i dziecka (6 lat) zapłaciliśmy 300.000 VND (ok. 49 PLN). W cenę biletu wliczone były też trzy lunche, każdy o wartości 100.000 VND (ok. 16 PLN), które można było wykorzystać w oznaczonych restauracjach na wyspie.

#wietnam #wietnamzdzieckiem #wietnamatrakcje #atrakcjewwietnamie #wietnamdladzieci #kolejkalioniowa #vinpearl #vinpearlcablecar #vinpearlnhatrang
Świątynia Po Nagar w Nha Trang została wybudowa Świątynia Po Nagar w Nha Trang została wybudowana między VII a XII wiekiem przez Czamów. Po Nagar to hołd dla Matki Ziemi – bogini, która według lokalnych wierzeń nauczyła ludzi rolnictwa, tkactwa i tego, jak żyć w harmonii. Słowem, była influencerem swoich czasów 🙂

Dziś świątynia jest miejscem modlitwy i zachwyca detalami architektonicznymi, a jej ceglane mury to dowód na to, że kiedyś “trwałe budownictwo” znaczyło coś więcej niż 10-letnią gwarancję.

Bilet wstępu do świątyni kosztuje 30.000 VND (ok. 5 PLN).

#wietnam #nhatrang #nhatrangtrip #nhatrangvietnam #nhatrang2024 #ponagartemple #ponagarchamtowers #wietnamświątynia
Instagram

Dołącz do naszej grupy na FB: Tanie loty i wczasy – same rarytasy :)

grupa na fb
© 2025 Okulary Na Świat | Powered by Minimalist Blog WordPress Theme