Skip to content
Okulary Na Świat
Menu
  • Strona główna
  • O nas
  • Tu i tam
    • Afryka
      • Egipt
    • Ameryka Północna
      • Meksyk
    • Azja
      • Arabia Saudyjska
      • Indonezja
      • Izrael
      • Malezja
      • Singapur
      • Tajlandia
      • Turcja
      • Wietnam
      • ZEA
    • Europa
      • Anglia
      • Belgia
      • Chorwacja
      • Czechy
      • Estonia
      • Francja
      • Grecja
      • Holandia
      • Łotwa
      • Macedonia
      • Polska
        • Małopolskie
        • Podkarpackie
        • Pomorskie
        • Wielkopolskie
      • Rumunia
      • Słowacja
      • Węgry
  • Lifestyle
    • Inspiracje
    • Hotele
    • Pyszności
    • Projekt: rodzina
      • z Afryki
      • z Ameryki Północnej
      • z Ameryki Południowej
      • z Azji
      • z Europy
    • Recenzje książek
    • Recenzje linii lotniczych
    • W podróży z dzieckiem
  • Tanie latanie
  • Współpraca
  • Kontakt
  • Polski
  • English
Menu
Udon Thani

Udon Thani: w poszukiwaniu kwiecistego jeziora

2020-07-062023-11-15 by OkularyNaŚwiat

O Udon Thani i jeziorze pełnym pięknych kwiatów lotosu dowiedzieliśmy się zupełnym przypadkiem. Po Sylwestrze i Nowym Roku, które spędziliśmy w Bangkoku, zastanawialiśmy się, jak rozplanować czas pozostałych 2 tygodni w Tajlandii. Zaczęliśmy szukać miejsc, w których jeszcze nas nie było. Tych bliższych i tych dalszych od stolicy. Z uwagi na to, że nie mieliśmy dotąd jeszcze okazji odwiedzić północno-wschodniej części kraju, wybór padł na ten właśnie rejon. Po przekopaniu internetu w poszukiwaniu informacji o poszczególnych, większych miastach w tym rejonie wybór padł na Udon Thani i znajdujące się nieopodal Red Lotus Lake. Urzekły nas zdjęcia, które zobaczyliśmy w sieci i które – uwierzcie nam na słowo – i tak nie oddają nawet w małym calu tego, jak piękne jest to miejsce. O samym Red Lotus Lake więcej napiszemy jednak w osobnym wpisie :).

Jak dostać się do Udon Thani

Dystans, jaki dzieli Bangkok od Udon Thani to 572 km. Trasę tę pokonać można zarówno drogą lądową (bezpośredni nocny pociąg, autobus, auto), jak i powietrzną, jako że Udon Thani posiada lotnisko. My zdecydowaliśmy się właśnie na ten drugi wariant, szczególnie że koszt przelotu był bardzo atrakcyjny (za 3 osoby zapłaciliśmy około 40 $). Pewnym wyzwaniem okazało się jednak dostanie się z lotniska w Udon Thani do naszego hotelu, z uwagi na późną porę naszego przylotu.
Mała rada z naszej strony –  jeżeli Wasz lot odbywa się w dzień, nie powinno być problemu, aby skorzystać z „limousine service” – prywatnego busa, który podwiezie Was do Waszego miejsca docelowego za 80 THB/os. Inną opcją transferu pomiędzy lotniskiem a miastem jest Songthaew „15”, który kursuje pomiędzy miastem a lotniskiem i zatrzymuje się obok 7-11, nieopodal lotniska – koszt 10 THB  (stan na sierpień 2019).
Taksówki o tej godzinie, o której był nasz lot również próżno szukać przed terminalem lotniska. Tu akurat uśmiechnęło się do nas szczęście. Po wyjściu z terminala i odczekaniu kilku minut – podczas których zastanawialiśmy się, jak my teraz dostaniemy się do miasta – zauważyliśmy jedną taksówkę, która wróciła pod terminal celem zakończenia dnia pracy. Na szczęście udało nam się przekonać taksówkarza, żeby podwiózł nas do hotelu, chociaż – szczerze powiedziawszy – musieliśmy bardzo negocjować, gdyż ten miał już na horyzoncie błogi fajrant ?.

Nasz hotel i bardzo mili właściciele

Hotel, który zarezerwowaliśmy, znajdował się zaledwie 5 km od lotniska. W wyborze kierowaliśmy się zarówno lokalizacją, opiniami, jak i całkiem niską ceną. I tak wybór padł na Kitlada Hotel. Jest to mały, trzygwiazdkowy hotelik, prowadzony przez niezwykle sympatycznych ludzi. Dowód? Cóż… Po zameldowaniu się i zostawieniu bagaży chcieliśmy coś zjeść i kupić do jedzenia na później. Zeszliśmy do recepcji celem zapytania się, gdzie można  w pobliżu coś przekąsić. Na mapie widzieliśmy co prawda 7-Eleven, jednakże znajdowało się ono około 1 km od hotelu. Mieliśmy więc nadzieję, że może jest coś bliżej, zważywszy na późną godzinę i zmęczenie. Niestety… na recepcji powiedziano nam tylko o tym 7-Eleven, które wskazywała mapa. Zapytaliśmy więc o możliwość zamówienia taksówki, gdyż nawet GRAB (odpowiednik UBER-a) nie pomagał. Pani na recepcji próbowała nam coś pokazać i wytłumaczyć, jednakże niestety nie bardzo umiała się porozumiewać po angielsku. Z uśmiechem na ustach powiedziała nam w końcu „Wait!, Wait!” i znikła gdzieś na chwilkę. Po chwili przyprowadziła swojego przełożonego, który również z uśmiechem na ustach wskazał nam, żebyśmy poszli za nim, a następnie podwiózł nas swoim prywatnym samochodem. Chcieliśmy mu zapłacić, ale kategorycznie odmówił. Co więcej – o czym przekonaliśmy się post factum – zaczekał na nas nieopodal sklepu, aż zrobimy zakupy i zabrał nas z powrotem. Cóż… pozostało nam wówczas tylko powiedzieć „dziękuję” i odwzajemnić ten szczery uśmiech. Później zostawiliśmy paczkę polskich słodyczy w ramach podziękowań.
Odnośnie hotelu dodamy tylko, że śniadania były wyśmienite, pokoje bardzo czyste, a cała obsługa przemiła ?. Jeżeli będziecie kiedyś w Udon Thani, to zdecydowanie polecamy Kitlada Hotel! ?. Jakość w stosunku do ceny jest rewelacyjna!

Chrześcijanie w Udon Thani

Pobyt w Udon Thani zaplanowaliśmy na dwa dni. Pierwszy z nich przeznaczyliśmy na powolne szwędanie się po mieście i poszukiwanie sposobu na to, jak dostać się nad jezioro (w mieście nie istnieje zorganizowana turystyka). Zaś drugi dzień przeznaczyliśmy na wycieczkę do Red Lotus Lake, które znajdowało się około 40 km na południe od miasta. Scenariusz naszego pierwszego dnia w zasadzie napisał się sam. Jeszcze poprzedniego dnia po zameldowaniu w hotelu odezwaliśmy się na lokalnej grupie na portalu Coachsurfing. Zapytaliśmy, czy byłby ktoś chętny na spotkanie się, napicie się kawy, czy też oprowadzenie nas po mieście. Nazajutrz dostaliśmy wiadomość od Marcela, Polaka zamieszkującego w Udon Thani i uczącego tu języka angielskiego (tak, jesteśmy wszędzie ?). Zaproponował nam wspólne wyjście i powiedział o tym, że wybiera się na spotkanie Wspólnoty Chrześcijańskiej rano (była niedziela), jednak później powinien mieć trochę czasu. Koniec końców wyszło w ten sposób, że i my uczestniczyliśmy w owym spotkaniu.
Możliwość uczestnictwa w takim wydarzeniu nie jest codziennością. W sensie… Tajlandia jest krajem buddyjskim i chrześcijanie są tu zdecydowaną mniejszością. Z tym bardziej z nieukrywaną ciekawością udaliśmy się na owo spotkanie. Jego organizatorem okazało się być International Christian Fellowship, czyli Międzynarodowa Wspólnota Chrześcijańska. Więcej o Wspólnocie możecie przeczytać TUTAJ. Po modlitwie i czytaniu Biblii zostaliśmy zaproszeni na posiłek, przygotowany przez członków Wspólnoty. Samo spotkanie było dla nas bardzo interesujące. Dało nam możliwość poznania wielu ciekawych ludzi z całego świata, których los w taki czy inny sposób związał z Udon Thani. Oczywiście poznaliśmy również naszego rodaka. Marcel pracował w mieście jako nauczyciel angielskiego,a jego tajska dziewczyna pochodziła z okolic Udon Thani. Również Adam się nie nudził, bowiem na piętrze budynku, w którym odbywało się spotkanie czekała na niego salka zabaw dla dzieci z animatorką ?.

Nong Prajak Public Park – relaks w sercu miasta

Po spotkaniu Wspólnoty Chrześcijańskiej postanowiliśmy odwiedzić miejsce, które zdecydowanie przykuło naszą uwagę, gdy czytaliśmy o Udon Thani. Miejscem tym był Nong Prajak Public Park. To, co wyróżnia to miejsce to… wielka żółta kaczka na jeziorze, będąca swoistym symbolem miasta ?. Ale jak się okazało nie tylko. Park ten jest bogaty w zieleń i infrastrukturę dla dzieci, co zdecydowanie przypadło do gustu naszemu najmłodszemu podróżnikowi. Adam bardzo polubił plac zabaw, znajdujący się na wyspie na jeziorze. Park ten jest przede wszystkim bardzo czysty. Jest to idealne miejsce na relaks w otoczeniu zieleni. Polecamy! ?Udon Thani

Udon Thani

UD Town – targ nocny 

Z Marcelem i jego tajską dziewczyną Fern mieliśmy okazję spotkać się jeszcze raz. Wieczorem na targu nocnym UD Town, znajdującym się w centrum miasta, wzdłuż torów kolejowych, nieopodal stacji. Na targ ten składa się wiele restauracji, Tesco Lotus – na wypadek potrzeby zrobienia większych zakupów – a także niekończące się stragany z przepysznym jedzeniem ulicznym. Ucztując razem z naszymi nowymi znajomymi, spędziliśmy miło wieczór. 

To był fantastyczny dzień i musimy przyznać, że było w nim sporo atrakcji jak na całkowity spontan. Następnego dnia czekała na nas  główna atrakcja regionu. Ale o tym w kolejnym wpisie ?.

✈️ Szukasz lotów do Tajlandii 🇹🇭 ❓ Kliknij TUTAJ, aby znaleźć najtańszy lot do tego miejsca ❗

🛌 Potrzebujesz noclegu na miejscu? Najtańsze noclegi znajdziesz na booking.com

🌐 Pozostań w kontakcie z bliskimi, dzięki Airalo! Wpisując specjalny kod polecający: ADRIAN6665 otrzymasz 3 USD zniżki na pierwsze zamówienie, a nasz SAMOUCZEK pomoże Ci w instalacji eSim!

Wróć

Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Polub nas na facebooku

Śledź nas na Instagramie

🏚️ Osiedle Przyjaźń – czyli warszawska ka 🏚️ Osiedle Przyjaźń – czyli warszawska kapsuła czasu.

Tu czas się zatrzymał - drewniane domki, ciche podwórka i malownicze werandy, które widziały więcej niż niejeden monitoring. 
Zamiast szklanego biurowca – zielony domek z kotem na dyżurze. Zamiast parkomatu – zaparkowany skuter z duszą. A zamiast bramy z domofonem – pies z noskiem wystawionym pod furtkę 🙂

Kiedyś tymczasowe miasteczko dla radzieckich budowniczych Pałacu Kultury, dziś – pełnoprawna stolica drewnianego klimatu i niezamierzonych sentymentów.
#warszawa #osiedleprzyjaźń #osiedleprzyjazn #drewnianedomki #drewnianedomy #atrakcjewarszawa
🧶 Praga się wydziarała… tzn. wydziergała! 🧶 Praga się wydziarała… tzn. wydziergała! 🧶

Warszawska Praga. Miejsce, gdzie czasem trudno odróżnić sztukę uliczną od sabatu miejskich dziwadeł.  To tutaj słupki – TE nudne, czarne, uliczne kikutki – postanowiły wyjść z cienia i… założyć swetry. A efekt? Każdy słupek ma więcej osobowości niż niejeden kandydat w wyborach samorządowych.

Baby Yoda? Jest. Minionek? Oczywiście. Kicia Kocia? A jakże. Fortepian w rozmiarze słupkowym? Czemu nie!
Są też paski, kropki, kwiatki i podejrzane stworzenia przypominające wełniane kaktusy po LSD. 

I nie pytaj, czy to sztuka – to Praga.

Praga się nie zmienia. Praga się rozwija – z pętelki na pętelkę.

📍ul. Kawęczyńska, Warszawa##

#warszawa #warszawapraga #warszawazdzieckiem #warszawazdziećmi #warszawa_warsaw #pragapołudnie #atrakcjewarszawa #atrakcjewarszawy
W Dubaju wszystko musi być większe - nawet chwas W Dubaju wszystko musi być większe - nawet chwasty :)

W samym sercu Dubaju, tuż obok Burdż Chalifa, można natknąć się na gigantyczne dmuchawce. Nie, nie rosną tutaj naturalnie. To rzeźba polskiego artysty Mirka Struzika(tak, dobrze czytacie – Mirek to Polak, który zrobił Dubajowi łąkę:)). Jego gigantyczne dmuchawce wyglądają, jakby ktoś wziął zwykłe polne rośliny i wrzucił je do laboratorium, w którym inżynierowie Dubaju projektują kolejne megastruktury. Efekt? Futurystyczna łąka ze stali nierdzewnej, podświetlona w taki sposób, że wieczorem wygląda jak scenografia do filmu science fiction.

Jeśli Dubaj ma jedną zasadę, to brzmi ona: rób wrażenie. I dmuchawce Mirka Struzika doskonale wpisują się w tę filozofię.

#dubaj #dmuchawcedubaj #dzieckowdubaju #dubajzdzieckiem #dubaj🇦🇪 #mirekstruzik #polacywpodróży #polacywdubaju #burdżchalifa #burdzchalifa
Nasz trzeci raz w Dubaju. Trzydniowy stop w drodze Nasz trzeci raz w Dubaju. Trzydniowy stop w drodze do Wietnamu. Gdzie się zatrzymać? Braliśmy pod uwagę dwie opcje: Deirę – starą, handlową część Dubaju, oraz Szardżę – sąsiedni emirat, który jest tańszy, ale jednocześnie konserwatywny i mniej „dubajski”. Ostatecznie wygrała Deira – bo blisko lotniska i bardziej autentyczna.
 

Deira – Dubaj, który oddycha, a nie tylko błyszczy🫚🧄🧅

Jeśli wasza wizja Dubaju to jedynie szklane wieżowce, złote klamki i klimatyzowane przystanki autobusowe, to Deira może was zdziwić. To tutaj miasto naprawdę żyje. Nie w Instagramowym sensie „wow, patrzcie na ten infinity pool”, ale w rzeczywistości – w wąskich uliczkach, przy zatłoczonych bazarach, w zapachu świeżego chleba i przypraw.

Wielu uważa Deirę za „mniej bezpieczną”, co w języku turystów oznacza zazwyczaj: jest tam taniej i bardziej autentycznie. W rzeczywistości nie czuliśmy się tu ani trochę zagrożeni – może poza chwilą, gdy sprzedawca perfum próbował przekonać nas, że jego zapach „trzyma się dwa tygodnie” 😉

Kto mieszka w Deirze? 👳‍♂️🧕

Deira to Dubaj imigrantów. Mieszka tu głównie ludność pochodząca z Indii, Pakistanu, Bangladeszu, Filipin i Afryki Wschodniej. To oni od dekad tworzą to miasto – prowadzą sklepy, smażą najlepsze samosy w okolicy i zarządzają biznesami, które pozwoliły Dubajowi stać się tym, czym jest. 

Abra – najtańsza atrakcja Dubaju🚣

Jedną z największych atrakcji Deiry jest przeprawa przez zatokę Dubai Creek. I tu wchodzi ona – cała na drewniano – abra. To tradycyjna łódka, którą od wieków mieszkańcy Dubaju przemieszczali się między Deirą a Bur Dubai. Koszt tej przygody? 2 dirhamy (czyli jakieś 2,20 zł). Tak, w Dubaju nadal istnieje coś, co kosztuje mniej niż batonik w automacie. 

Przejazd trwa dosłownie kilka minut, ale to wystarczy, by poczuć klimat dawnego Dubaju. 

#dubaj #dubajzdzieckiem #deira #deirazdzieckiem #dubaicreek #dubaj🇦🇪 #emiratyarabskiedlapolaków #dubajdlapolaków #dubajewo #dzieckowdubaju #abra #abradubaj
Ile kosztuje dostanie się do Wietnamu? Podzielimy Ile kosztuje dostanie się do Wietnamu? Podzielimy się naszymi kosztami i przemyśleniami, ale zaznaczamy: byliśmy uwiązani terminami, więc niektóre decyzje można było zorganizować taniej. Mediana? Zazwyczaj wychodzi drożej. A my? No cóż, złapaliśmy kilka okazji, ale i kilka wpadek. Oto jak to wyglądało.

Loty – czyli jak nie zbierać mil🛫

Nasza podróż rozpoczęła się od lotu do… Dubaju. Dlaczego? Bo promocje kuszą. Turkish Airlines miało wtedy świetną ofertę – bilety w dwie strony za 1150 PLN na osobę, z bagażem rejestrowanym i posiłkiem na pokładzie. Brzmiało jak marzenie, prawda? Tym bardziej że zbieramy punkty Miles & More. 
Niestety, jak się później okazało, w zakupionej przez nas taryfie punkty nie są naliczane. Brawo my 🙂

Na dokładkę czekała nas sześciogodzinna przesiadka w Stambule. Czy można to było zorganizować lepiej? Pewnie. Ale przynajmniej odkryliśmy pro tip: jeśli macie przesiadkę dłuższą niż 5 godzin, Turkish Airlines oferuje darmowy posiłek na lotnisku. Wystarczy udać się do Care Pointu i poprosić o voucher – dostaniecie kupon na posiłek z napojem do wykorzystania w jednej z restauracji. Biorąc pod uwagę ceny na lotnisku w Stambule (jedna kanapka Big Mac za 62 PLN, serio?), to jest game changer.

Dubaj – trzy dni błyskotek🏙️🇦🇪

W Dubaju spędziliśmy trzy dni. Nie będziemy się rozpisywać, bo Dubaj to Dubaj: błysk, przepych i klimatyzacja ustawiona na „syberyjski mróz”. Naszym następnym krokiem był lot Cathay Pacific do Wietnamu – dokładnie do Ho Chi Minh.

Lot do Wietnamu ✈️🇻🇳

Za bilet w dwie strony z Dubaju do Ho Chi Minh zapłaciliśmy 1450 PLN na osobę. Cena obejmowała bagaż rejestrowany i posiłek, a Cathay Pacific, linie z Hongkongu, zadbały o nasz komfort. W Hongkongu mieliśmy kilkugodzinną przesiadkę i ambitny plan: szybkie zwiedzanie. Niestety, plan rozbił się o deszczową rzeczywistość i naszą walkę z jet lagiem. Zamiast eksploracji miasta wybraliśmy siedzenie na lotnisku.

#wietnam #lotydowietnamu #vietnam #turkishaitlines #cathaypacific #lotniczetipy #taniebiletydoazji #taniebiletydowietnamu #biletydosajgonu
Instytut Oceanografii w Nha Trang, jedno z najstar Instytut Oceanografii w Nha Trang, jedno z najstarszych centrów badawczych w Wietnamie, zaprasza na niezwykłą podróż w głąb oceanu. A dokładniej – w głąb starego budynku pełnego ryb, formaliny i lekkiego chaosu. Brzmi jak coś dla was? No to zaczynajmy!

Wchodzimy do środka. Tutaj zaczyna się prawdziwa podróż, która bardziej przypomina wycieczkę do muzeum z czasów naszego dzieciństwa niż nowoczesne centrum edukacyjne.

Co znajduje się wewnątrz?🐠🦈🐙🪼
 • Akwaria – kilka pomieszczeń z małymi zbiornikami, w których pływają ryby, koralowce, a czasem coś, co wygląda jak mieszanka obu. Nie spodziewajcie się oceanicznego spektaklu na miarę dubajskiego akwarium – to raczej skromna prezentacja lokalnej fauny morskiej. 
 • Wypchane stworzenia morskie – tu zaczyna się prawdziwa zabawa. Rekiny, żółwie, a nawet wieloryby w wersji „po życiu” czekają na was w szklanych gablotach. Niektóre eksponaty są imponujące, inne wyglądają, jakby miały za sobą długą i bolesną podróż przez czas. 
 • Zbiory w formalinie – jeśli kiedykolwiek zastanawialiście się, jak wygląda ośmiornica w słoju, to macie okazję się przekonać. Kolekcja jest imponująca, ale trochę przypomina gabinet osobliwości z XIX wieku. Może i niezbyt nowoczesne, ale na pewno oryginalne.

Ile to kosztuje?💵
Wstęp kosztuje zaledwie 40 000 VND (około 7 zł) za osobę dorosłą i 20 000 VND (około 3,5 zł) za dziecko.

Jak się tam dostać?🚍🛵
Instytut znajduje się około 6 km od centrum Nha Trang. Najłatwiej dojechać  taksówką. Jeśli wolicie spacer, przygotujcie się na trochę wysiłku w tropikalnym słońcu (przetestowane). Fajnie idzie się plażą. Później, na ostatnie km, lepiej wziąć taksówkę.

#nhatrang #nhatrangvietnam #nhatrangzdzieckiem #wietnamzdzieckiem #polacywwietnamie #muzeumwwietnamie #wietnamskie #wietnam2024 #urlopwwietnamie #wakacjewwietnamie
W cieniu betonowych hoteli i gwaru skuterów w Nha W cieniu betonowych hoteli i gwaru skuterów w Nha Trang, znajdujemy Świątynię Long Son – miejsce, które łączy duchowość, architekturę i odrobinę wysiłku fizycznego.

Świątynia Long Son, znana także jako Pagoda Białego Buddy, została zbudowana pod koniec XIX wieku, choć obecny wygląd to efekt wielu remontów. 

Aby dotrzeć do najsłynniejszego punktu Long Son – wielkiego, siedzącego Białego Buddy – musimy wspiąć się po 152 schodach. Brzmi niewinnie? Poczekaj, aż poczujesz wietnamską wilgotność. 

Po drodze zatrzymujemy się przy Leżącym Buddzie - i tak, jest tak spokojny, jak tylko można sobie wyobrazić. Posąg przedstawia Buddę w momencie nirwany – czyli w stanie, który można osiągnąć, gdy przestajesz przejmować się szaleńczym ruchem w Nha Trang. To świetny moment, by złapać oddech (lub wymyślić pretekst, żeby już nie iść dalej).

Na szczycie wzgórza czeka na nas nagroda: gigantyczny, 24-metrowy posąg siedzącego Buddy Gautamy na lotosowym tronie. Widoczny z wielu części miasta, ten posąg jest nie tylko symbolem Long Son, ale też Nha Trang jako całości.

#wietnam #nhatrang #nhatrangzdzieckiem #świątyniawnhatrang #wakacjewwietnamie
Po dotarciu kolejką linową (tak, tą jedną z na Po dotarciu kolejką linową (tak, tą jedną z najdłuższych nad wodą – 3,3 km), stajemy na ziemi Hon Tre i mamy ochotę krzyknąć „wow”. 
Palmy, szerokie chodniki, perfekcyjnie ułożona kostka i uśmiechnięta obsługa w firmowych uniformach. Ale zaraz… Gdzie ci wszyscy ludzie? Mimo popularności miejsca, wydaje nam się, że spacerujemy po lekko opustoszałym planie filmowym.

Po jakimś czasie spędzonym w kraju, gdzie skutery to przedłużenie nóg, a przepisy ruchu drogowego są raczej sugestią a nie regułą, Hon Tre jawi się nam jako dziwna, niemal surrealistyczna oaza. Wyobraź sobie – ani jednego skutera! Żadnych trąbiących klaksonów, żadnego ryzyka, że wjedzie w Was skuterzysta, który jednocześnie rozmawia przez telefon, wiezie dwie osoby oraz kurczaka w klatce. W zamian dostajemy chodniki. Tak, chodniki – i to takie, po których naprawdę można chodzić.

Nie ma się co oszukiwać – Hon Tre to miejsce, gdzie ryzyko zostało wyeliminowane do zera. Chcesz przejść przez ulicę? Proszę bardzo, nie ma ulic. Masz ochotę na dreszczyk emocji? Musisz poszukać go w parku rozrywki VinWonders, bo spacerując po wyspie, możesz co najwyżej potknąć się o własną nogę.

Hon Tre to Wietnam na sterydach – piękny, idealny, ale trochę… sztuczny:)

#wietnam #wietnamzdzieckiem #wyspawietnam #nhatrangatrakcje #hontre #hontre
Instagram

Dołącz do naszej grupy na FB: Tanie loty i wczasy – same rarytasy :)

grupa na fb
© 2025 Okulary Na Świat | Powered by Minimalist Blog WordPress Theme