O Udon Thani i jeziorze pełnym pięknych kwiatów lotosu dowiedzieliśmy się zupełnym przypadkiem. Po Sylwestrze i Nowym Roku, które spędziliśmy w Bangkoku, zastanawialiśmy się, jak rozplanować czas pozostałych 2 tygodni w Tajlandii. Zaczęliśmy szukać miejsc, w których jeszcze nas nie było. Tych bliższych i tych dalszych od stolicy. Z uwagi na to, że nie mieliśmy dotąd jeszcze okazji odwiedzić północno-wschodniej części kraju, wybór padł na ten właśnie rejon. Po przekopaniu internetu w poszukiwaniu informacji o poszczególnych, większych miastach w tym rejonie wybór padł na Udon Thani i znajdujące się nieopodal Red Lotus Lake. Urzekły nas zdjęcia, które zobaczyliśmy w sieci i które – uwierzcie nam na słowo – i tak nie oddają nawet w małym calu tego, jak piękne jest to miejsce. O samym Red Lotus Lake więcej napiszemy jednak w osobnym wpisie :).
Jak dostać się do Udon Thani
Dystans, jaki dzieli Bangkok od Udon Thani to 572 km. Trasę tę pokonać można zarówno drogą lądową (bezpośredni nocny pociąg, autobus, auto), jak i powietrzną, jako że Udon Thani posiada lotnisko. My zdecydowaliśmy się właśnie na ten drugi wariant, szczególnie że koszt przelotu był bardzo atrakcyjny (za 3 osoby zapłaciliśmy około 40 $). Pewnym wyzwaniem okazało się jednak dostanie się z lotniska w Udon Thani do naszego hotelu, z uwagi na późną porę naszego przylotu.
Mała rada z naszej strony – jeżeli Wasz lot odbywa się w dzień, nie powinno być problemu, aby skorzystać z „limousine service” – prywatnego busa, który podwiezie Was do Waszego miejsca docelowego za 80 THB/os. Inną opcją transferu pomiędzy lotniskiem a miastem jest Songthaew „15”, który kursuje pomiędzy miastem a lotniskiem i zatrzymuje się obok 7-11, nieopodal lotniska – koszt 10 THB (stan na sierpień 2019).
Taksówki o tej godzinie, o której był nasz lot również próżno szukać przed terminalem lotniska. Tu akurat uśmiechnęło się do nas szczęście. Po wyjściu z terminala i odczekaniu kilku minut – podczas których zastanawialiśmy się, jak my teraz dostaniemy się do miasta – zauważyliśmy jedną taksówkę, która wróciła pod terminal celem zakończenia dnia pracy. Na szczęście udało nam się przekonać taksówkarza, żeby podwiózł nas do hotelu, chociaż – szczerze powiedziawszy – musieliśmy bardzo negocjować, gdyż ten miał już na horyzoncie błogi fajrant ?.
Nasz hotel i bardzo mili właściciele
Hotel, który zarezerwowaliśmy, znajdował się zaledwie 5 km od lotniska. W wyborze kierowaliśmy się zarówno lokalizacją, opiniami, jak i całkiem niską ceną. I tak wybór padł na Kitlada Hotel. Jest to mały, trzygwiazdkowy hotelik, prowadzony przez niezwykle sympatycznych ludzi. Dowód? Cóż… Po zameldowaniu się i zostawieniu bagaży chcieliśmy coś zjeść i kupić do jedzenia na później. Zeszliśmy do recepcji celem zapytania się, gdzie można w pobliżu coś przekąsić. Na mapie widzieliśmy co prawda 7-Eleven, jednakże znajdowało się ono około 1 km od hotelu. Mieliśmy więc nadzieję, że może jest coś bliżej, zważywszy na późną godzinę i zmęczenie. Niestety… na recepcji powiedziano nam tylko o tym 7-Eleven, które wskazywała mapa. Zapytaliśmy więc o możliwość zamówienia taksówki, gdyż nawet GRAB (odpowiednik UBER-a) nie pomagał. Pani na recepcji próbowała nam coś pokazać i wytłumaczyć, jednakże niestety nie bardzo umiała się porozumiewać po angielsku. Z uśmiechem na ustach powiedziała nam w końcu „Wait!, Wait!” i znikła gdzieś na chwilkę. Po chwili przyprowadziła swojego przełożonego, który również z uśmiechem na ustach wskazał nam, żebyśmy poszli za nim, a następnie podwiózł nas swoim prywatnym samochodem. Chcieliśmy mu zapłacić, ale kategorycznie odmówił. Co więcej – o czym przekonaliśmy się post factum – zaczekał na nas nieopodal sklepu, aż zrobimy zakupy i zabrał nas z powrotem. Cóż… pozostało nam wówczas tylko powiedzieć „dziękuję” i odwzajemnić ten szczery uśmiech. Później zostawiliśmy paczkę polskich słodyczy w ramach podziękowań.
Odnośnie hotelu dodamy tylko, że śniadania były wyśmienite, pokoje bardzo czyste, a cała obsługa przemiła ?. Jeżeli będziecie kiedyś w Udon Thani, to zdecydowanie polecamy Kitlada Hotel! ?. Jakość w stosunku do ceny jest rewelacyjna!
Chrześcijanie w Udon Thani
Pobyt w Udon Thani zaplanowaliśmy na dwa dni. Pierwszy z nich przeznaczyliśmy na powolne szwędanie się po mieście i poszukiwanie sposobu na to, jak dostać się nad jezioro (w mieście nie istnieje zorganizowana turystyka). Zaś drugi dzień przeznaczyliśmy na wycieczkę do Red Lotus Lake, które znajdowało się około 40 km na południe od miasta. Scenariusz naszego pierwszego dnia w zasadzie napisał się sam. Jeszcze poprzedniego dnia po zameldowaniu w hotelu odezwaliśmy się na lokalnej grupie na portalu Coachsurfing. Zapytaliśmy, czy byłby ktoś chętny na spotkanie się, napicie się kawy, czy też oprowadzenie nas po mieście. Nazajutrz dostaliśmy wiadomość od Marcela, Polaka zamieszkującego w Udon Thani i uczącego tu języka angielskiego (tak, jesteśmy wszędzie ?). Zaproponował nam wspólne wyjście i powiedział o tym, że wybiera się na spotkanie Wspólnoty Chrześcijańskiej rano (była niedziela), jednak później powinien mieć trochę czasu. Koniec końców wyszło w ten sposób, że i my uczestniczyliśmy w owym spotkaniu.
Możliwość uczestnictwa w takim wydarzeniu nie jest codziennością. W sensie… Tajlandia jest krajem buddyjskim i chrześcijanie są tu zdecydowaną mniejszością. Z tym bardziej z nieukrywaną ciekawością udaliśmy się na owo spotkanie. Jego organizatorem okazało się być International Christian Fellowship, czyli Międzynarodowa Wspólnota Chrześcijańska. Więcej o Wspólnocie możecie przeczytać TUTAJ. Po modlitwie i czytaniu Biblii zostaliśmy zaproszeni na posiłek, przygotowany przez członków Wspólnoty. Samo spotkanie było dla nas bardzo interesujące. Dało nam możliwość poznania wielu ciekawych ludzi z całego świata, których los w taki czy inny sposób związał z Udon Thani. Oczywiście poznaliśmy również naszego rodaka. Marcel pracował w mieście jako nauczyciel angielskiego,a jego tajska dziewczyna pochodziła z okolic Udon Thani. Również Adam się nie nudził, bowiem na piętrze budynku, w którym odbywało się spotkanie czekała na niego salka zabaw dla dzieci z animatorką ?.
Nong Prajak Public Park – relaks w sercu miasta
Po spotkaniu Wspólnoty Chrześcijańskiej postanowiliśmy odwiedzić miejsce, które zdecydowanie przykuło naszą uwagę, gdy czytaliśmy o Udon Thani. Miejscem tym był Nong Prajak Public Park. To, co wyróżnia to miejsce to… wielka żółta kaczka na jeziorze, będąca swoistym symbolem miasta ?. Ale jak się okazało nie tylko. Park ten jest bogaty w zieleń i infrastrukturę dla dzieci, co zdecydowanie przypadło do gustu naszemu najmłodszemu podróżnikowi. Adam bardzo polubił plac zabaw, znajdujący się na wyspie na jeziorze. Park ten jest przede wszystkim bardzo czysty. Jest to idealne miejsce na relaks w otoczeniu zieleni. Polecamy! ?

UD Town – targ nocny
Z Marcelem i jego tajską dziewczyną Fern mieliśmy okazję spotkać się jeszcze raz. Wieczorem na targu nocnym UD Town, znajdującym się w centrum miasta, wzdłuż torów kolejowych, nieopodal stacji. Na targ ten składa się wiele restauracji, Tesco Lotus – na wypadek potrzeby zrobienia większych zakupów – a także niekończące się stragany z przepysznym jedzeniem ulicznym. Ucztując razem z naszymi nowymi znajomymi, spędziliśmy miło wieczór.
To był fantastyczny dzień i musimy przyznać, że było w nim sporo atrakcji jak na całkowity spontan. Następnego dnia czekała na nas główna atrakcja regionu. Ale o tym w kolejnym wpisie ?.
Wróć