Ze wszystkich greckich wysp, które planowaliśmy odwiedzić w czasie, w którym mieszkaliśmy w Grecji, Santorini była tą wyspą, na którą czekaliśmy najbardziej. Idealny wizerunek wyspy promowanej na całym świecie sprawił, że wpisaliśmy skomercjalizowane Santorini do naszej bucket-listy.
Nie będziemy tu pisać o tym, co zobaczyć na wyspie, bo internet jest pełen takich informacji. Będzie to nasza lużna narracja o tym, co pamiętamy. Wiecie, my byliśmy na wyspie w czasach, kiedy nie latały na nią samoloty tanich linii lotniczych. Ale nie, nie myślcie sobie…:) to wcale nie było tak dawno, bo w 2014 roku. Popłynęliśmy na wyspę promem z Aten, rejs trwał 8 godzin. Dla osób z chorobą morską, którą ma Ala, było to wyzwanie, ale na szczęście morze było dość łaskawe. Do dzisiaj pamiętamy towarzyszącą nam mega ekscytację, gdy zbliżaliśmy się do portu Athinio. Nie wiem, czy ekscytacja była spowodowana tym, że lada moment zobaczymy bajeczne białe domki i kościoły, czy raczej tym, że w końcu opuszczamy prom :).
Perissa
Właściciel hostelu, w którym zatrzymaliśmy się, odebrał nas i innych swoich gości z portu. Nasz hostel znajdował się w miejscowości Perissa. Okolica hotelu w czerwcu nie tętniła życiem i nie pękała w szwach od turystów – inaczej było w miejscowościach Oia i Fira. A wiecie, co najfajniejszego było w Perissie? Po pierwsze – „czarna plaża”, czyli połączenie czarnego, grubego, wulkanicznego piasku ze żwirkiem i kamieniami. Po drugie – góra Mesa Vouno, na którą poprowadzono piesze szlaki. Rano skoro świt wchodziliśmy na górę, a wieczory lubiliśmy spędzać z piwkiem na tej nietypowej plaży.
W Perissie jest też Kościół Świętego Krzyża, który jest jednym z największych kościołów na Santorini. I to właśnie był pierwszy obrazek tego, jak wyobrażaliśmy sobie wyspę. Wiedzieliśmy, że ogromnych, błękitnych kopuł i ładnych dzwonnic będzie dużo, dużo więcej. A wiecie, że biało-niebieska kolorystyka domów i kościołów nie jest przypadkowa? Biały kolor ma za zadanie odbijać promienie słoneczne, zaś niebieski odstraszać insekty.
W celu zwiedzenia wyspy wypożyczyliśmy quada. Pojazd był o tyle nietypowy, że nie posiadał biegu wstecznego. Kilka razy musieliśmy go pchać, żeby wycofać z jakiegoś miejsca. A poza tym, sprawował się bez zarzutów :).
Osiołki na wyspie
Osły są niewątpliwie symbolem Santorini. Jednak trochę nas zaskoczyło to, jak chętnie turyści korzystają z „atrakcji”, jaką jest przejażdżka na grzbiecie zwierzęcia.
Skąd wzięły się osły na wyspie? W przeszłości były one potrzebne do transportu towarów z portu na górę, do zabudowań mieszkalnych. Obecnie wszędzie na Santorini można dojechać autem – tym ciężarowym też. Przewożenie towarów osiołkami nie jest już nikomu potrzebne. Miejscowi jednak wyczuli, że można na osłach zarobić inaczej i zaczęli je eksploatować do wożenia turystów, którym nie chce się wchodzić po schodkach w górę. I tak kręci się to do teraz. Obrazek osiołków z trudem dźwigających na grzbiecie otyłych ludzi został nam w pamięci do dzisiaj.
Oia, czyli po naszemu „oooo jaaa”
Oia położona jest w północnej części wyspy. Charakterystyczną cechą miasta jest piękna architektura. Jest to również istny raj dla miłośników robienia luksusowych zakupów, odpoczywania na plaży, podziwiania zachodów słońca, czy też przesiadywania w klimatycznych kawiarniach.
To tutaj są te piękne, białe domy ustawione ciasno na zboczach schodzących wprost do morza oraz małe i eleganckie kościoły. A wiecie, że obiektów sakralnych na Santorini jest ponad 300? Wyspa ma tylko 75 km². Miejscowi heheszkują sobie, że na każdy dzień w roku przypada jeden kościół.
Mieliśmy wrażenie, że w Oia wszyscy biegali w poszukiwaniu miejsca, w którym można zrobić najlepsze zdjęcie. I nie ma się co dziwić, Oia plasuje się w czołówce rankingów, jeśli chodzi o najpiękniejszą część świata. Niektórzy twierdzą, że w Europie trudno o widok bardziej inspirujący od tego, który rozpościera się z nadmorskiego deptaka w Oia wprost na tamtejszy wulkan i resztę obszaru wyspy Santorini. No jest to sztos.
Ale jeszcze fajniejsze są widowiskowe zachody słońca. Późnym popołudniem do osady zjeżdżają tłumy turystów i wszyscy maszerują w kierunku weneckiej twierdzy. Przy twierdzy robi się tłoczno, każdy chce mieć trochę miejsca dla siebie. Wszyscy wyciągają tablety, aparaty i telefony. My obserwowaliśmy zachód słońca z jednej z uliczek, nie lubimy tłumów i przepychanek. A kilkunastominutowy seans pod tytułem „Zachód słońca” to też obserwacje tego, co się dzieje wokół. Na balkonach pojawiają się pary zakochanych, którym profesjonalni fotografowie strzelają zdjęcia. Kelnerzy nalewają zakochanym wina i podają posiłki. Ludzie w pierwszym rzędzie przy twierdzy stoją w skupieniu i zasłaniają widoki tym, co są za nimi. W każdym języku można usłyszeć słowa „jak tu pięknie”.
Wulkan Nea Kameni i gorące źródła w Palea Kameni
Te dwie atrakcje zaliczyliśmy podczas zorganizowanej wycieczki. Nea Kameni to czynny wulkan, jego ostatnia erupcja miała miejsce w 1950 roku. Spacer po wulkanie wokół jego krateru to dość nietypowe doświadczenie. Ale nie ono było najfajniejsze. Nam bardziej podobała się druga wulkaniczna wyspa – Palea Kameni. Wypływają z niej gorące źródła z temperaturą wody około 33 stopni Celsjusza oraz dużym stężeniem siarki, korzystnie wpływającej na skórę. I w tej wodzie można pływać! Najpierw należy skoczyć ze statku, a następnie przepłynąć około 20 metrów do brzegu. Mega orzeźwiająca atrakcja!
Santorini to wyjątkowa wyspa: spełnia marzenia milionów turystów gotowych zapłacić każdą cenę za zrobienie kilku zdjęć w pięknej scenerii i podelektowanie się niepokojącymi krajobrazami.