Na pierwsze dalsze wakacje wybraliśmy się pod sam koniec sezonu, bo w pierwszym tygodniu października. Wybór padł na – zdawałoby się – słoneczną i gorącą Bułgarię. Paradoksalnie nic bardziej mylnego. Wyjeżdżając zostawiliśmy w Polsce piękną pogodę, zaś w Bułgarii zastaliśmy silny wiatr i zachmurzone niebo. Ale od początku…
Pomysł wakacji na początku października zrodził się gdy byliśmy już pewni, że bardzo chcemy znów lecieć do Krainy Uśmiechu. Tym razem chcieliśmy ze sobą zabrać naszego wówczas siedmiomiesięcznego syna. Założenie było proste – szukamy wakacji w miejscu oddalonym o maksymalnie 5 godzin lotu, co miało na celu „chrzest bojowy” i „sprawdzenie” naszego pierworodnego w ekstremalnych warunkach, 12 km nad ziemią ?. Ala podjęła się niełatwego zadania znalezienia odpowiedniej oferty. Po wnikliwym dochodzeniu udało się wskazać dwie destynacje; bliższą i dalszą. Dalszą destynacją była Tunezja z wylotem z Katowic lub z Warszawy – i w jednym i w drugim przypadku wylot miałby być wczesnym rankiem, czy też nawet w nocy, a co za tym idzie, czekałaby nas nocna podróż samochodem z Poznania do Warszawy lub też Katowic. Zdecydowaliśmy się na drugi, nieco bliższy kierunek – Obzor w Bułgarii z wylotem z Poznania. Oprócz niewątpliwego plusa jakim jest wylot z Poznania, w Obzorze czekał nas tydzień w wersji All Inclusive. Tunezja zarówno z Katowic, jak i z Warszawy była w opcji HB. W październiku tego typu wakacje nie są wcale drogie – wszak jest to końcówka sezonu. Obie destynacje były wcześniej znane Ali; w Tunezji była niegdyś Animatorką czasu wolnego, zaś w Bułgarii Rezydentką.
Lot do Burgas był w sobotę, 6 października po południu. Na Ławicy pojawiliśmy się około 2 i pół godziny przed odlotem. Nie wiedzieliśmy czego się spodziewać, a byliśmy niemal pewni, że procedury lotniskowe, związane z podróżą z niemowlakiem mogą zająć znacznie więcej czasu niż w przypadku podróży we dwoje. Szybko okazało się jednak, że nie taki diabeł straszny jak go malują… czy raczej może nie taki diabeł straszny, jak wymalowała go nasza wyobraźnia ?.
Po przybyciu na lotnisko i ostatnim skontrolowaniu naszych bagaży – głównie celem upewnienia się, iż wszelkie niezbędne rzeczy w trakcie lotu mamy w bagażu podręcznym – skierowaliśmy się do punktu odpraw. Ustawiła się przed nim już niemała kolejka. Obawiając się tego, iż możemy nie zdążyć z odprawą i kontrolą bezpieczeństwa Ala podeszła do stanowiska odpraw i zapytała, czy z uwagi na dziecko moglibyśmy odprawić się poza kolejnością. Niezwykle uprzejmy Pan odprawiający nas na lot do Bułgarii powiedział nam, że jak najbardziej i z uśmiechem zaprosił nas do swojego biurka. Spytaliśmy oczywiście naszych współpasażerów czy nie mają nic przeciwko, jednak ku naszemu zdziwieniu odpowiedzieli nam tak samo jak Pan ze stanowiska odpraw. Podziękowaliśmy zatem i podeszliśmy do biurka. Oddaliśmy nasze walizki, które – po nalepieniu na nie kwitów bagażowych – odjechały na taśmie do sortowni. Zapytano nas jaki mamy wózek; czy dwu, czy jednoczęściowy. Na każdą część wózka dostaliśmy osobny kwit bagażowy i udaliśmy się do kontroli bezpieczeństwa. Okazało się, że tu rzeczywiście potrzeba znacznie więcej czasu niż przy podróży bez dziecka. Należało złożyć wózek i położyć na taśmie. Warto wspomnieć, że do Bułgarii leciał z nami sporej wielkości dwuczęściowy wózek spacerowy. Klasycznie przed kontrolą bezpieczeństwa należy wyjąć laptopa. W przypadku podróży z niemowlakiem dochodzi do tego jeszcze jedzenie dla dziecka, które należy pokazać obsłudze lotniskowej. Plusem jest to, że podróżując z niemowlakiem nie ma w zasadzie – a przynajmniej my nie spotkaliśmy – limitów przewozu płynów w bagażu podręcznym. Lecąc do Bułgarii mieliśmy ze sobą jakiś litr wody. Do przygotowania jedzenia dla Adasia potrzebowaliśmy 210 ml, więc i my mogliśmy w razie czego ugasić pragnienie ?. Jedzenie dla dzieci w razie żądania kontrolera należy przy nim spróbować.
Kontrola bezpieczeństwa naszej trójki potrwała jakieś 15 minut. Podzieliliśmy się zadaniami; Ala zajęła się Adasiem i wraz z nim przeszła przez bramkę kontrolną, zaś ja zająłem się wózkiem i bagażami podręcznymi. Po odprawie i ponownym złożeniu wózka udaliśmy się do stanowiska odprawy paszportowej (wylatywaliśmy poza strefę Schengen), a stamtąd już prosto do naszej bramki, gdzie oczekiwaliśmy na boarding. Tu musimy pochwalić naszego syna, który pomimo tego iż czekaliśmy w kolejce do boardingu nie marudził zbytnio, a jedynie z zaciekawieniem rozglądał się dookoła, obserwując naszych współpasażerów. Do samolotu podjeżdżaliśmy autobusem. Po dojeździe na miejsce rozdzieliliśmy się i Ala wraz z Adasiem weszli na pokład samolotu, zaś ja zająłem się wózkiem, który złożony należało pozostawić przy schodach i bagażami podręcznymi. Ciągłe rozkładanie i składanie całkiem sporego wózka nie jest do końca wygodne. Jeżeli wiek dziecka na to pozwala to – z perspektywy czasu – zdecydowanie polecam tzw. „parasolkę”. W przypadku naszego „dużego” wózka koła zdecydowałem się również zdemontować i wziąć ze sobą na pokład.
No i czas na kołowanie i… start!
Bardzo obawialiśmy się tego momentu. Prędkość, dzięki której dosłownie wbija w fotel, potworny hałas, aż wreszcie nagła i szybka zmiana ciśnienia. Dla osób dorosłych, które już miały okazję podróżować samolotem stanowi to nie lada wyzwanie i niejednokrotnie jest niezwykle męczące. My też wiedzieliśmy z czym nam się za chwilę przyjdzie zmierzyć.Po zajęciu miejsc w samolocie stewardessa podeszła do nas, wręczyła nam mały pas dla Adasia i objaśniła nam jak podłączyć go do naszego pasa. Podczas startu i lądowania w drodze do Burgas to ja trzymałem naszego syna na kolanach, więc i do mojego pasa podpięliśmy wedle zaleceń personelu pokładowego mały pas Adasia i mocno go w niego zapięliśmy. Słyszeliśmy wcześniej skąd inąd, że bardzo dobrą praktyką jest wcześniejsze przygotowanie butelki i danie maluchowi w trakcie startu, lub przystawienie dziecka na czas startu. Dobrze. A co jeśli dziecko karmione jest z butelki i zdąży ją opróżnić nim samolot wystartuje? Ten dylemat spotkał właśnie nas i wówczas ratunkiem jest smoczek. Chodzi o to, żeby dziecko podczas startu zmuszone było do tego by przełykać ślinę, dzięki czemu samo wyrównuje sobie ciśnienie. Warto mieć pod ręką więcej niż tylko jeden smoczek. W razie gdyby wypadł podczas startu nie będzie możliwe „nurkowanie” pod siedzenia w celu jego odszukania. Lepiej więc mieć co najmniej jeden na zapas. Smoczek lub butelka przyda się również podczas zniżania i lądowania.
Nasz pierwszy lot we troje przebiegł znakomicie. Adaś niedługo po starcie zasnął i przespał dobre pół lotu. W drugiej połowie lotu zebrało mu się nawet na wygłupy. Bawił się z nami i śmiał aż do samego końca lotu. Kilkoro współpasażerów dziwiło się nawet wychodząc z samolotu, gdyż nie wiedzieli, że podróżują z maluchem na pokładzie – Adaś był po prostu na medal! ?. Po wylądowaniu na lotnisku w Burgas okazało się, że wózek odbierzemy dopiero wraz z bagażami. Zazwyczaj jest w ten sposób – i tak było po powrocie do Poznania – że wózek czeka na nas zaraz po wyjściu z samolotu. Ze względu na to iż Bułgaria nie znajduje się w strefie Schengen po przylocie, a przed odebraniem bagaży trzeba było swoje wystać w całkiem sporej kolejce do odprawy paszportowej. Na szczęście i w tym przypadku mogliśmy liczyć na uprzejmość współpasażerów, którzy przepuścili nas przodem, za co – nie ukrywamy – byliśmy ogromnie wdzięczni ?.
Małe podsumowanie – czyli w telegraficznym skrócie co jest najważniejsze przy podróży samolotem z niemowlakiem:
Przybądź na lotnisko odpowiednio wcześnie. Daj sobie odpowiednią ilość czasu tak, aby upewnić się, że Twój bagaż podręczny zawiera wszelkie niezbędne w trakcie lotu z dzieckiem akcesoria; jedzenie dla dziecka i wodę w ilości odpowiedniej do długości lotu (jeśli maluch karmiony jest z butelki), dwa – trzy smoczki, matę na przewijak (w toaletach zarówno na lotnisku jak i w samolocie są przewijaki, ale strach pomyśleć nawet ile jest na nich bakterii), pieluszki, woreczki na zużyte pieluszki, mokre chusteczki, śliniaczek, coś do zabawy dla dziecka. Nie spiesz się i wyluzuj – wszystko pójdzie dobrze ?.
Zarówno przy odprawie bagażowej, jak i w trakcie kontroli bezpieczeństwa możesz liczyć na priorytet, lub osobną kolejkę. Warto o to poprosić i pamiętaj by zapytać współpasażerów czy nie mają nic przeciwko – zgodzą się na pewno. My baliśmy się, że znajdzie się pasażer, który zacznie kręcić nosem, ale takiego nie było. Z resztą… trzeba też wiedzieć, że stojący w kolejce współpasażerowie za chwilę spokojnie wejdą do samolotu i spędzą ten lot śpiąc, czytając, czy też słuchając muzyki przy czym my musimy zajmować się naszym dzieckiem co bywa nieco bardziej męczące niż stanie w długiej kolejce ?.
Wózek możemy wziąć ze sobą aż do samolotu. Jeżeli na pokład wchodzimy przez rękaw to złożony wózek zostawiamy tuż przed wejściem na pokład, zaś jeżeli do samolotu podjeżdżamy autobusem, czy też idziemy na pieszo – wózek pozostawiamy złożony obok schodów. Jeżeli wózek jest więcej niż jednoczęściowy to na każdą część dostajemy osobny kwit bagażowy.
Podczas startu, zniżania i lądowania trzeba dbać o to by maluch przełykał ślinę, dzięki czemu wyrównuje on sobie ciśnienie.
Po wylądowaniu wózek odbieramy spod schodów samolotu lub też wraz z bagażami z taśmy bagażowej.
To chyba tyle… jeżeli chcielibyście o coś jeszcze zapytać – piszcie w komentarzach! ?