O Singapurze zostało już powiedziane i napisane wszystko. Każdy, kto odwiedza to miasto-państwo wie, że słynie ono z surowego prawa, dynamicznego rozwoju gospodarczego i wysokiego poziomu bezpieczeństwa. Przylecieliśmy tu z Dżakarty (pisaliśmy o stolicy Indonezji TUTAJ).
Wiedzieliśmy, że z momentem wyjścia z samolotu znajdziemy się w mieście przyszłości, mieście, które stanowczo różni się od innych miast Azji Południowo-Wschodniej. A już samo lotnisko Changi plasuje się w czołówce najlepszych lotnisk na świecie. Na lotnisku można odwiedzić tropikalne ogrody, popływać w basenie patrząc na pas startowy, odwiedzić motylarnię i zobaczyć spektakularny pokaz muzyki i światła na 30-metrowym wodospadzie. Brzmi fajnie, prawda? 🙂 My niestety nie skorzystaliśmy z atrakcji oferowanych przez port lotniczy, bo byliśmy zajęci bardziej przyziemnymi sprawami – potrzebowaliśmy poszukać dentysty na cito, a był już wieczór. Kolejny dzień zaczęliśmy wcześnie rano, meldując się w klinice stomatologicznej i zostawiając w niej 220 SGD (nieco ponad 600 PLN) – Chyba nie powinniśmy być zaskoczeni? Przecież wiedzieliśmy, że Singapur jest drogi. Ząb zaleczony, a sytuacja uratowana. Teraz możemy zacząć cieszyć się miastem. Idziemy!
Wybraliśmy się na długi spacer (ok. 15 km) w stronę Marina Bay Sands. A co nas zaskoczyło podczas z tego spaceru z Punggol znajdziecie poniżej.
-
Śpiew ptaków
Spacerujemy sobie głównymi ulicami w kierunku południowym. Żar jeszcze się nie leje z nieba, chodniki są równe i bez dziur – Jaka miła odmiana po chaosie Dżakarty! I rozwija się taki dialog:
Ala: Adrian, słyszysz te śpiewające ptaki?
Adrian: Słyszę! To nietypowe, że w tak zurbanizowanym miejscu jest ich aż tyle.
Ala: No. Prawie jak na wsi. Tylko te tumany kurzu i migające obok samochody burzą tą sielskość. Ciekawe, który gatunek ptaków jest tak szczęśliwy w koronach drzew zasadzonych wzdłuż drogi szybkiego ruchu?
Adrian: No chodź, poszukamy ich. Tylko uważamy, żeby nam żaden plackiem po twarzach nie dał.
Stajemy pod wysokim drzewem, podnosimy głowy do góry. Słońce już wtedy dokazuje, świeci nam prosto w oczy, my je lekko mrużymy i dalej wypatrujemy tych pięknie śpiewających zwierząt. Patrzymy w lewo i w prawo. Wodzimy głowami po innych drzewach i nagle zauważamy…MEGAFONY! Megafony zawieszone w koronach i sprytnie wtapiające się w barwy liści, z których wydobywają się te melodyjne dźwięki śpiewu ptaków.
-
Sygnalizacja świetlna dla pieszych
Siedzimy sobie w jakieś a’la knajpce i obserwujemy ruch uliczny. Piesi szybko chodzą, ba oni ciągle biegną! Ale ten ruch na przejściach dla pieszych z sygnalizacją świetlną jest taki… niejednostajny. Zielone światło dla pieszych, czerwone światło, zielone światło, czerwone światło, DŁUGIE zielone światło, czerwone światło. I wydawałoby się, że nie ma zasady na to, kiedy zapali się długie zielone światło. Jak później dowiedzieliśmy się, starsze osoby zamieszkujące Singapur mają osobną kartę identyfikacyjną, którą mogą przystawić do czytników umieszczonych na światłach, aby wydłużyć czas trwania zielonego sygnału dla pieszych. Sprytne, prawda?
-
Automaty ze świeżym łososiem
Singapur to miejsce odpowiednie dla tych, co kochają jeść. Na kulinarną ofertę Singapuru największy nacisk wywarła kuchnia chińska, malezyjska oraz indyjska i to tych smaków chętnie szukamy. Oczywiście bez problemu można znaleźć też dania z kuchni europejskiej – Kuchnia włoska, kuchnia grecka, kuchnia hiszpańska –nie, jeszcze nie teraz, to dopiero pierwszy tydzień naszej podróży po Azji, jemy to, co azjatyckie. I tak przekonani, że nic z europejskiego żarcia nie może nas przecież zaskoczyć, spacerujemy sobie dalej i nagle przez naszymi oczyma wyrasta… automat ze świeżym norweskim łososiem! Mrożony norweski łosoś, który jest dostępny 24/7. Drogi – ok 6 SGD (16 PLN) za 200 gram, ale za jakość trzeba zapłacić.
-
Miejsce idealne dla dzieci
Singapur to miejsce idealne dla rodzin podróżujących z dziećmi. W przestrzeni publicznej jest dużo darmowych miejsc do zabaw. Parków zabaw jest sporo zarówno w centrum, jak i poza nim. W Gardens by the Bay jest duży wodny plac zabaw – są mostki, karuzele i ścianki wspinaczkowe. Na wyspie Sentosa też jest Piracki Aquapark (co dziwne – darmowy!) Dla starszych dzieci miasto oferuje mnogość atrakcji – ogród botaniczny z interaktywnymi zabawami i grami edukacyjnymi, Interaktywne Muzeum Nauki albo nocne safari. Niemałym zaskoczeniem są też toalety publiczne, które zostały zaprojektowane z myślą o dzieciach – są niskie kibelki i niskie umywalki.
Nie bez powodu Singapur został uznany za najlepsze na świecie miejsce do dorastania dla dzieci w opublikowanym raporcie organizacji Save the Children End of Childchood.
Co można, a czego nie można w Singapurze?
Singapur jest znany z surowych przepisów i praw, które mają na celu utrzymanie porządku. Możesz spodziewać się tutaj kar grzywny za:
-
Żucie gumy
To chyba jedyny kraj na świecie z taką regulacją? Maleńkie państwo miało problem z wandalami, którzy wyżute gumy przyklejali do samochodów, siedzeń w metrze, drzwi autobusów i dziurek do kluczy w budynkach rządowych. W 2004 roku Singapur zajął zdecydowane stanowisko w stosunku gumy do żucia, wprowadzając jej całkowity zakaz – o ile nie jest ona używana do celów medycznych (jak na przykład guma nikotynowa). Ponadto, karze podlegają osoby, które spróbują handlować tym towarem.
-
Śmiecenie
Dzięki temu nigdzie nie ma niedbale wyrzuconego papierka po batoniku czekoladowym ani niedopałka papierosa. Oprócz kary pieniężnej osoby śmiecące mają wykonać prace społeczne, tzn. pozbierać śmierci z określonego terenu. Kara ma na celu publiczne zawstydzenie skazanych.
-
Plucie
Tak, dobrze czytanie – za plucie. Ciekawa jest geneza tego przepisu – w latach siedemdziesiątych XX wieku gruźlica była jedną z najbardziej zakaźnych chorób na świecie. Panowało wtedy powszechne przekonanie, że plucie zaostrza rozprzestrzenianie się tej choroby. Ponadto chińscy imigranci (75% ludzi zamieszkujących Singapur to właśnie Chińczycy) mieli nawyk plucia dosłownie wszędzie. Ponoć wśród Chińczyków istnieje przesąd, że trzymanie flegmy w gardle jest niezdrowe, a jej wyplucie zapobiegnie pechowi. Z kolei Hindusi, których też jest wielu w Singapurze, lubią rzuć betel. Betel to mieszanina roślinnych substancji, która podobno ma właściwości lecznicze, ale powoduje też zwiększnoną produkcję śliny, stąd plucie. Aby ograniczyć rozprzestrzenianie się gruźlicy, wtedy po raz pierwszy przeprowadzono kampanię przeciwko pluciu. Około 30 lat później, kiedy w Singapurze wybuchła epidemia ciężkiego ostrego zespołu oddechowego (SARS), która rozprzestrzeniała się głównie przez kropelki z dróg oddechowych z nosa i ust, władze wskrzesiły kampanię anty-pluciową. Dokonały tego w formie aktu prawnego.
-
Grafitti
W Singapurze nie ma miejsc, w których swoją sztukę mogliby zaprezentować graficiarze. Kilka lat temu głośno było o 2 Niemcach, którzy wdarli się do zajezdni i dali upust swojej wyobraźni na wagonie metra. Graficiarzom udało się wtedy uciec z Singapuru do Malezji, ale zostali złapani na lotnisku w Kuala Lumpur, jak chcieli wylecieć do Australii. Malezja wydała Niemców władzom Singapuru. Wandale otrzymali karę pozbawienia wolności na 9 lat i… chłostę (tak, chłosta jak i kara śmierci wciąż w Singapurze działają). Kara chłosty, to po trzy uderzenia mokrą rózgą z rattanu w obnażone pośladki (sic!). Nerki są dla ochrony osłonięte. Przy tej bardzo bolesnej procedurze obecny jest lekarz.
Jeśli lubicie sztukę uliczną, to polecamy wybrać się do sąsiadującej z Singapurem Malezji. Wyspa Penang jest znana z wspniałego Street Artu i jedzenia. Pisaliśmy o tym TUTAJ.
-
Jedzenie i picie w metrze
Kto z nas nigdy przed podróżą pociągiem lub autobusem nie szedł do sklepu, żeby kupić przekąski na drogę? – Bo przecież jak jemy, to szybciej leci czas! Albo kto nie biegł do kiosku, żeby kupić butelkę z wodą, czy sokiem… Szczerze mówiąc, nie lubiliśmy przepisu zakazu jedzenia i picia w środkach transportu publicznego, dopóki nie zobaczyliśmy, jak nieskazitelnie czyste jest metro w Singapurze.
-
Podłączenie się do sieci WIFI innej osoby
Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nigdy nie szukał niezabezpieczonej sieci WIFI w podróży ;).Singapurskie prawo definiuje używanie WIFI innej osoby jako akt hakerski.
-
Karmienie gołębi
Chociaż karmienie gołębi jest częstym widokiem w wielu krajach europejskich (i tutaj od razu pojawia się obrazek krakowskiego rynku albo placu katedralnego w Mediolanie) w Singapurze jest ono zakazane. – Po co zajmować tak zdecydowane stanowisko przeciwko karmieniu tych „nieszkodliwych” gołębi? Chociaż to szczury mają reputację zwierząt, które przenoszą wiele chorób, okazuje się, że gołębie mogą nam sprzedać… więcej bakterii i chorób niż myszowate!
-
Chodzenie nago po SWOIM domu
Jeśli zdarzy Ci się zapomnieć o ręczniku po przyjemnym, zimnym prysznicu – upewnij się, że okna są zamknięte, zanim wyjdziesz z łazienki! Zgorszony takim widokiem sąsiad (albo zazdrosny o Twoje piękne ciało ;)) może na Ciebie donieść na policję.
-
Oddawanie moczu w windzie
Wszyscy znają ten odrażający zapach windy, z której ktoś wcześniej postanowił zrobić sobie toaletę. Ile to razy, przed wejściem do wind na PKP, braliśmy głęboki wdech i na tym jednym wdechu, jechaliśmy z jednego poziomu na inny. Nikt nie lubi wind śmierdzących moczem, ale władze Singapuru poszły o krok dalej, w celu eliminacji tego problemu – wyposażyły niektóre windy w urządzenia do wykrywania moczu. Jeśli urządzenie wykryje czyjeś siuśki, to uruchomi się alarm, a drzwi windy pozostaną zamknięte do czasu przybycia policji.
-
Niespłukanie wody w publicznej toalecie
Jestem jak najbardziej za niepluciem i niedokarmianiem gołębi, przydałyby się takie regulacje u nas 😀